środa, 19 czerwca 2019

Jak oprawiać obrazy?

marbling art, ebru, malowanie na wodzie, papier marmurkowy

Kochani, pytacie mnie często w jaki sposób oprawiam obrazy malowane na wodzie. Zdecydowałam się więc na wpis na ten temat, może będzie dla Was pomocny.
Przede wszystkim myślę, że obrazy malowane na wodzie najlepiej traktować jak prace akwarelowe i oprawiać je za szybę. Wszelkie antyramy, ramy z szybą mile widziane. Unikałabym natomiast plastiku, plexi. Dla mnie to wypaczenie i działanie na szkodę obrazka;)
Dobrze, skoro za szybę to potrzebne jest passe-partout. I tu zaczynają się schody. Dla przypomnienia lub dla osób, które są dziewicze jak chodzi o sztukę, dodam, że passe-partout to oprawa w postaci kartonu lub tektury z okienkiem na obrazek w środku. Dlaczego zaczynają się schody? Ponieważ należy wybrać kolor passe-partout. Nie byle jaki kolor, ale kolor, który podkreśli estetykę naszego obrazka.
Tu pojawiają się różne rozwiązania:
Dwa poniższe rozwiązania są bezpieczne:
Pierwsze: Jeśli decyzja o kolorze ramki Was przerasta, to każdy obraz wygląda poprawnie w szarej, neutralnej ramce.


Rozwiązanie drugie: Każdy kolorowy lub bardzo kolorowy albo maksymalnie jarzeniowy obrazek dobrze prezentuje się w czarnej ramce, ponieważ działa tu kontrast światło / brak światła (światło pochłonięte przez czerń), więc na czarnym tle obrazek wygląda na jeszcze bardziej intensywny kolorystycznie.


Rozwiązanie popularne acz nie zawsze dobre:
Sporo ludzi używa ramki barwy dopełniającej do barwy, która dominuje w obrazku. Barwy dopełniające to te, które znajdują się naprzeciwko siebie w kole barw. Taka oprawa daje maksymalny kontrast pomiędzy ramą a obrazkiem. Oczywiście znajdą się obrazy wyglądające dobrze i ciekawie w takiej oprawie, ale niestety w większości przypadków powstaje kicz.


Kolejne powszechne rozwiązanie:
Zasada jasne – ciemne. O jaki ładny jasny obrazek, umieśćmy go w ciemnej ramce! Na ten często spotykany okrzyk, reaguję wewnętrznym wyciem;) Ustalmy: zasada jasne - ciemne przy wyłączeniu innych zasad, sprawdza się wyłącznie w przypadku obrazów monochromatycznych.


Jeszcze jeden sposób: oprawa w kolor dominujący na obrazie. Co się wtedy dzieje? obraz zanika.


Jeszcze jedno podejście, które obserwuję często: mam brązowe meble i ładny, kolorowy obrazek, sprawa ramki jest więc oczywista…


Nie muszę dodawać co wtedy wychodzi? Apeluję, jeśli macie ramy dobrane do koloru mebli, zdejmijcie je… Uff, dziękuję.

Rozwiązanie rzadziej spotykane: zasada koloru, którego jest najmniej w obrazie. Otóż teoria głosi, że prawdziwe piękno kolorów naszego obrazu może podkreślić rama w tym kolorze, który występuje na obrazie ale w znikomej ilości. Należy wiec najpierw uważnie przyjrzeć się obrazkowi i wyodrębnić ten właściwy kolor. Cała trudność polega na tym, że zwykle jest to kolor niejednoznaczny, trudny do zdefiniowania, i znalezienie papieru w takim kolorze graniczy z cudem. Najlepiej wtedy samemu pomalować taką ramkę. No cóż, rzadko teoria pokrywa się z praktyką, lecz osobiście uważam, że w tym przypadku pokrywa się w stu procentach i że tak właśnie powinno się oprawiać obrazy. W poniższym przykładzie wybranym kolorem jest lekki, prawie biały kolorek wytropiony w pasku przy lewej krawędzi obrazu.


Koniec. Kropka.
Jeśli teraz rozejrzeliście się po mieszkaniu i z powodu tego wpisu rozdzieracie szaty - gdyż w dobie sztuki życia, sztuki gotowania, sztuki wypoczynku, sztuki robienia zakupów w GALERIACH handlowych wypada zachować estetykę swego otoczenia – i macie kolejny kłopot: jak u licha oprawić obrazki, które tyle lat w spędziły w swoich niczego sobie ramach… Wybaczcie , co złego , to nie ja! 



Zdjęcia i teksty na tym blogu są mojego autorstwa, chyba że podpisano inaczej. Możecie je kopiować dla celów edukacyjnych, wskazując jasno mnie jako autorkę. Dziękuję!


Follow me on Facebook
Follow me on Instagram


piątek, 7 czerwca 2019

Digital art i suminagashi

marbling art, ebru, malowanie na wodzie, papier marmurkowy

Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła czegoś odwrotnie niż większość, niż zwykle, niż powinno się.
Tym razem dotyczy to metody pływającego tuszu. Otóż, istnieje mnóstwo przykładów grafiki cyfrowej ewidentnie inspirowanych malowaniem na wodzie. Pojawia się sporo obrazów cyfrowych, na których znaleźć można wzory zaczerpnięte z Ebru i suminagashi. Pierwsze było oczywiście suminagashi, bo już w 10 wieku, więc problem jaja i kury mamy rozwiązany. Z tymże algorytmy, które umożliwiają tworzenie obrazów cyfrowych, zwykle pozwalają na nakładanie koncentrycznie kół, powtarzalnych elips, rytmicznych linii itp. - z natury rzeczy więc pojawia się podobieństwo grafiki cyfrowej do malowania na wodzie. W związku z tym pomyślałam sobie, czy da się zrobić odwrotnie, po prostu utworzyć w miarę powtarzalne odbitki suminagashi kojarzące się z grafiką cyfrową.
Mam znakomity album dotyczący historii sztuki cyfrowej: The World of Digital Art Wolfa Lieser’a, którą z tego miejsca gorąco polecam. Bawiłam się na wodzie, rozmyślając o pierwszych rysunkach ploterowych z lat 70. dwudziestego wieku, autorstwa Very Molnar. Zabawne, że plotery piórkowe dekadę później posługiwały się czterema pisakami. To właśnie tyle, ile może trzymać człowiek naraz, by nie poplamić przypadkiem powierzchni wody :). Przypomniały mi się lata 90. i komputer Atari ST, który mieliśmy w domu. Co to było za cudo techniki! Grałam na nim w gry RPG i wchodziłam w świat grafiki cyfrowej. Kojarzę, że miałam jakiś program graficzny, w którym - o ile się nie mylę - występowało już coś w rodzaju krzywych Béziera. Był też jakiś programik, w którym nadawałam dowolnej figurze parametry cyfrowe i figura ta przemieszczając się zostawiała po sobie ślad, można było tworzyć tym sposobem przedziwne rysunki. Fascynowało mnie to w tamtych latach.
Wracając do suminagashi, sądzę że eksperyment się udał. Oczywiście w malowaniu na wodzie nie istnieją dwie takie same odbitki, jak w naturze nie występują dwie identyczne rzeczy. Można jednak kontrolować sytuację i uzyskiwać w miarę powtarzalne formy zgodnie z założoną koncepcją. Postawiłam w tym przypadku na dwa kolory i minimalistyczną, koncentryczną formę, którą potem pchnęłam w stronę destrukcji. Odbitki na żywo ze względu na dobrą jakość tuszu i intensywność koloru można pomylić z wydrukami komputerowymi :).


Atari ST, joystick, przyczepiaczki na zasłonie i jedziemy!



Zdjęcia i teksty na tym blogu są mojego autorstwa, chyba że podpisano inaczej. Możecie je kopiować dla celów edukacyjnych, wskazując jasno mnie jako autorkę. Dziękuję!


Follow me on Facebook
Follow me on Instagram